REKLAMA

Razem budujemy wspólną przyszłość 4

Międzypokoleniowa Muzyka Górali Żywieckich - Anna Dunat

Międzypokoleniowa Muzyka Górali Żywieckich - Anna Dunat

Zespół Skład Niearchaiczny

zaprosił do wspólnych nagrań wybitne śpiewaczki z Żywiecczyzny – Anne Dunat oraz Julianne Adamek.

Czy znacie Panią Anne Dunat?

Anna Dunat: “Przy piecu stać, warzyć, a śpiewać”

Śpiewała przy kapliczkach, łuskaniu grochu i przy piecu. Razem z Marleną Dybek, która chciała uczyć lokalne dzieciaki tańca, prowadziły zespół Jedlicki, w którym tańcowała i śpiewała ponad siedemdziesiątka dzieci z całej okolicy. Gdy ona była mała, zespołów nie było. Za to śpiewał prawie każdy - umiał czy nie. Anna Dunat, z domu Piecha, śpiewaczka i gawędziarka z bogatym dorobkiem jest żwawą i elegancką starszą panią o bystrym i zawadiackim spojrzeniu. Lubi żartować i opowiadać sprośne historyjki o minionych latach.

Dorastała w czasach, gdy ubrań nie kupowało się w sklepach, a len na nie trzeba było zebrać, rwać i prząść. W czasach, w których żeby zrobić pierzynę, trzeba było mieć stadko gęsi i poświęcić sporo czasu na sprawienie pierza. I tamten właśnie czas codziennych prac wypełniano śpiewem, gawędami i muzyką.

- Wiecorami sie sło pierze skubać. Zganiali sie do jednej chałupy, chłopoki tez przychodzili - grali, śpiewali, zabawy rózne były. A jak sie skońcyło skubanke, to gospodyni robiła bol. Babek napiekła, posprzontali, sienniki wynieśli i była zabawa. Tak przy tyk piezak było! Nie było telewizyji, to było dlo nik jak taki wyjście - opowiada Anna. Wspomina jak tańczyli po domach, stodołach przy skocznych dźwiękach harmonii, skrzypiec i bębnów.

- Zawse naśli sie tacy, co umieli zagrać - mówi. - A to i muzyka zarobiła i dziewcyny sie wytańcowały. Byle co sie robiło, nie było źle - dodaje.

Anna tak wspomina swój pierwszy udział w konkursie śpiewaczym: - Ja miałam bardzo silny głos. Niesamowicie! We wsi wszyscy wiedzieli, że śpiewam. W latach 70. tak mnie namówili i pojechałam do Zakopanego. Rano wystąpiłam, wróciłam do chałupy, a tu mi dają znać, że mam wracać po nagrodę. Zdobyłam tyle książek! Pieniądze też mi dali. Pierwszy raz człowiek wyszedł do ludzi i ktoś zauważył.

Gdy już wyszła do ludzi, publiczność i jurorzy ją pokochali. Dyplomów, tytułów i wyróżnień przywoziła do domu co nie miara. Była doceniana i uwielbiana przez obcych, lecz we własnym domu jej zamiłowanie do muzyki nie spotykało się ze zrozumieniem. Rola matki, gospodyni i żony grała pierwsze skrzypce. Ważniejsze od konkursów, nagród i uznania, były obiad i sprzątanie.

- Pracować było trzeba, a nie robić głupoty - tłumaczy Anna. Ale ten brak wsparcia nie podciął jej skrzydeł. Jak sama mówi: Do tego trzeba mieć pociąg. Przy piecu stoć, warzyć, a śpiewać.

Anna straciła matkę, gdy miała zaledwie 8 lat. - Jo ostałak z łojcem, biednie było, piniendzy nie było - wspomina. - Siostra pracowała jako strażnik. Z karabinem po zakładach chodziła. I mnie tam wziena do pracy. Jeździłak na pociąg do Jeleśni i do Bielska.

Przez pół roku biegała po biurach i przekazywała między nimi wiadomości i dokumenty. Była pierwowzorem dzisiejszych e-maili i komunikatorów biurowych.

- Goniłak po tyk biurak jak wariot! A w kozdym ino droga i śpiewanie. Jo nie umiałak inacyj. Jedna pani sekretarz, taka ważna, mówiła “Mój mąż cię weźmie do zespołu”. Taki był, Hadena, na Śląsku - dodaje. Ale nic z tego nie wyszło, bo siostra Anny urodziła dziecko i ktoś musiał się nim opiekować. Siostra zarabiała więcej, więc z dzieckiem została Hanka.

Wiele lat później muzyka połączyła ją z Julianną Adamek, śpiewaczką i gawędziarką z tej samej wsi. Wciągnęła Julkę do zespołu Jedlicki i razem uczyły dzieciaki śpiewu. Wciąż się przyjaźnią. Dokuczają sobie po przyjacielsku, żartują. Są kopalnią wiedzy o tym jak jeszcze nie tak dawno wyglądał świat. O zwyczajach, dniach codziennych, smutkach i radościach, diabłach, urokach i noszeniu siana na plecach.

- Kawoł dnia sie siedziało na łonce. Trowy nie rosły takie, bo ludzie nie sypali nawozami. Nie było piniendzy na nawozy! Takie wszystko było jak urosło samo - wspomina Julianna.

- Jak sie krowy pasło to sie poliło ognisko. Byle co sie rzucało, gałązki, zeby było duzo popiołu. Rozgarnoli to, nasypali ile sie miało ziemnioków i sie piekły. Co i roz sie przewróciło, dziubło. Dziewięciorniki my tez jedli. Osty takie. Piecone środki były bardzo dobre - opowiada Anna. - Ale to było zdrowe jodło i zato my sie jesce trzymomy, jo i Julka - śmieje się.

Mimo różnobarwnych doświadczeń humor nie opuszcza Anny. Jej historii można słuchać godzinami. Warto usiąść z nią przy herbacie i poprosić o opowieść. Wybrać się w obfitującą w obrazy i pieśni podróż, w którą mogą nas zabrać już tylko ludzie z odchodzącego pokolenia.adach chodziła. I mnie tam wziena do pracy. Jeździłak na pociąg do Jeleśni i do Bielska. Przez pół roku biegała po biurach i przekazywała między nimi wiadomości i dokumenty. Była pierwowzorem dzisiejszych e-maili i komunikatorów biurowych.

Przeczytaj także

 REKLAMA